Spływ kajakowy

W lipcu część naszego duszpasterstwa wyruszyła na spływ kajakowy rzeką Drawą, która przepływa m.in. przez Drawieński Park Narodowy. Trasę rozpoczęliśmy w Prostynii, gdzie trzeba było dojechać samochodami. Czas oczekiwania aż dotrą do nas kajaki,  wykorzystaliśmy na opalanie się i bieganie po piłkę do rzeki. Cudowna pogoda, pyszne jedzonko i piękne widoki towarzyszyły nam w ciągu całego spływu. Każdego dnia w przerwie między pływaniem mogliśmy uczestniczyć we Mszy Świętej na łonie natury, przy prowizorycznym ołtarzu kajakowym – wśród pajączków i robaczków wsłuchując się w Słowo Boże, które przemawiało do nas z  mocą. Ojciec Leonard czytał nam również interesującą książkę zatytułowaną „Nikt nie jest samotną wyspą”, która wprawiała nas w chwile zadumy i refleksji nad własnym życiem.

Na naszym pierwszym noclegu mieliśmy prysznice, prąd i zasięg, czego nie było nam dane zaznać na kolejnych. Codziennie po pysznych obiadkach, przygotowywanych przez nasze niezastąpione kucharki, rozpalaliśmy ognisko i wpatrywaliśmy się w gwiazdy. Drugiego dnia spływu mieliśmy stosunkowo ciężki odcinek, ponieważ płynęliśmy bardzo długo i napotykaliśmy na swej drodze wiele przeszkód, które należało pokonać. Jednak dzięki nim mogliśmy skorzystać z wielu atrakcji, takich jak: chodzenie po wodzie (jak Jezus 😉 ), „przypadkowe” kąpiele w rzece czy walki z drzewami. Ciekawym odkryciem był fakt, że dokładnie tą samą rzeką płynął św. Jan Paweł II ze studentami. Świadomość tego, że podążamy śladami Karola Wojtyły z pewnością dodała nam sił. Kolejnego dnia niebo było zachmurzone i na trasie zaczęło mocno padać, ale na szczęście mieliśmy możliwość zatrzymania się przy brzegu i przeczekania deszczu. Nie zabrakło nam wtedy śpiewania wszystkich możliwych piosenek, w których niezaprzeczalnym mistrzem był Michał znający zawsze wszystkie zwrotki. Mieliśmy również okazje spotkać na kajakach naszych niemieckich sąsiadów oraz innych spływowiczów, którzy pomagali nam w pokonywaniu niektórych przeszkód. Tego dnia po dotarciu na nocleg, rozbiciu namiotów, zjedzeniu obiadku i rozpaleniu ogniska przyszła burza. Całą noc padało, przez co rankiem niektóre osoby obudziły się w mokrych namiotach, ale dzięki pięknemu słońcu, które chwile potem wyszło zza chmur, wszystkie rzeczy szybko się wysuszyły. Kolejne dwa dni przepłynęły luźno i spokojne, jedyną przeszkodą była elektrownia, przy której musieliśmy wyciągać kajaki na ląd i przeciągać je przez dobry kawałek ścieżki. W przedostatni dzień, w celu uzupełnienia zapasów, wybraliśmy się jeszcze do sklepu, gdzie 5 km okazało się bardzo długimi pięcioma kilometrami. W czasie spływu niektóre osoby miały okazję odkryć w sobie prawdziwych piratów kajakowych, napadali oni na inne kajaki, okradali z cennych rzeczy, jedzenia, tworzyli spółki, abordaże. Jednak największym osiągnięciem było znalezienie się pięciu mężczyzn na jednym, dwuosobowym kajaku. Na szczęście wszyscy przeżyli, kajak również. Nie obyło się bez strat – piraci zgubili kamizelkę, buta i pół wiosła, ale mimo wszystko szczęśliwie dotarliśmy do celu, czyli do Krzyża Wlkp., gdzie po pamiątkowym zdjęciu wszyscy powróciliśmy do cywilizacji 😉