Legendarne Maciejewo

Nie mieliście nigdy ochoty odciąć się do świata, zaszyć w głuszy i po prostu być? Nasze duszpasterstwo od lat ma takie miejsce, gdzie, jak śpiewał kiedyś Gawliński, można „wsłuchać się w kamień, pogadać z drzewem”, ale przede wszystkim „wsłuchać się w ludzi i ich pragnienia”. To niezwykłe miejsce to osada Maciejewo w okolicy Wronek, mały domek w środku lasu, gdzie nie ma prądu, wodę trzeba czerpać ze studni, a kiedy Ci zimno – musisz dorzuć drwa do kominka, nad którym suszą się zebrane tego czy poprzedniego dnia grzyby… O zasięgu można było tylko pomarzyć, ale kiedy ktoś miał już silną potrzebę – w wychodku było Wi-Fi…

Tak, po dwóch latach wróciliśmy do miejsca, które kiedyś odwiedzaliśmy dwa razy w roku. Miejsca, w którym nie można się nudzić. Rano odmawialiśmy wspólnie jutrznię, jedliśmy śniadanie, później odpoczywaliśmy, spędzaliśmy razem czas na rozmowach mniej lub bardziej poważnych, spacerach, grach, poszukiwaniu grzybów (co niektórzy przypłacili to ostatnie ranami…), a po obiedzie zakładaliśmy salon fryzjerski – okazuje się, że dziewczyna nawet w środku lasu może być uczesana jak na bal ;). Czyż jednak na spotkanie z Najwyższym nie warto wyglądać pięknie? A wieczorami mieliśmy właśnie takie spotkania podczas Eucharystii.

Cztery niesamowite dni, które jednocześnie były spędzone na organizowaniu życia (woda ze studni sama się nie przyniesie, ogień sam się nie rozpali, a i obiad trzeba przygotować) i wypoczynku, którego czasu nie mierzyłeś. Mamy nadzieję, że wrócimy tam szybciej niż za kolejne dwa lata!