Wyjazd majówkowy

Długi majowy weekend to już tradycyjnie czas duszpasterskiego wyjazdu integracyjnego. Nie pierwszy raz wybraliśmy się z tej okazji do Helenopola. Pod tą dostojną nazwą kryje się chatka w środku lasu, nieopodal Krotoszyna – miejsce idealne do tego, by odpocząć wśród natury bez zasięgu telefonii i na chwilę zapomnieć o świecie poza otaczającą ze wszystkich stron zieloną ścianą drzew.

Co tam robiliśmy? W zasadzie nic… to znaczy, wiele rzeczy… Spacerowaliśmy po lesie (Niektórzy dotarli nawet na krotoszyński Rynek, a inni na Śląsk. Dolny oczywiście). Śpiewaliśmy razem z dwoma naszymi gitarzystami – Jackiem i Filipem. Graliśmy w dwa ognie, a po zmroku w planszówki. Przy ognisku rozmyślaliśmy o życiu. Odkryliśmy, że optymalna liczba osób tańczących belgijkę wynosi 20. Opowiadaliśmy naprędce wymyślone suchary („Co robio w naszej kuchni studenci Uniwersytetu Medycznego? Leczo”). Dni zaczynaliśmy jutrznią, a jak już się zaczęło, to różne radosne pieśni niosły się po lesie prawie do obiadu.

Wszystko to, i nie tylko, robiliśmy wspólnie, poznając coraz lepiej siebie nawzajem, i dowiadując się o innych rzeczy, o których nie mieliśmy zielonego pojęcia. Mieliśmy też okazję dowiedzieć się czegoś śmiesznego o sobie samych, za sprawą krótkich liścików, które podrzucaliśmy do kopert z imionami każdej z osób – takie anonimowe, analogowe esemesy. Wskazane było zawarcie w tych wiadomościach szczerości i humoru, dozwolona odrobina pocisku. Zabraliśmy te koperty ze sobą, by już po powrocie do codzienności próbować przypisać wiadomości do konkretnych nadawców. Sam nie jestem pewien, czy odgadłem właściwie 😉 Gratuluję autorce pomysłu i liczę na powtórkę przy kolejnej okazji 🙂