Podbijamy Karkonosze

Celem tegorocznego wakacyjnego wyjazdu naszego DA były Karkonosze – pod osłoną nocy w poniedziałek 10 lipca różnymi środkami transportu (pociąg, bus, samochód) ruszyliśmy do Przesieki, miejscowości położonej między Karpaczem a Szklarską Porębą. Zatrzymaliśmy się tam w uroczym pensjonacie „Marzenie”, a naszą bazą gastronomiczną na najbliższe dni była pobliska pizzeria.

Już pierwszego dnia weszliśmy na szlak, jednak z powodu niesprzyjającej pogody i wiszącej w powietrzu burzy szybko wróciliśmy do ośrodka. Ten z konieczności krótki spacer był dobrą rozgrzewką przed kolejnym dniem. We wtorek wybraliśmy się na Słonecznik (1423 m n.p.m), pomimo obiecującej nazwy szczytu, przez cały dzień nie uświadczyliśmy nawet odrobiny słońca, ale za to chyba wszystkich form deszczu – od mżawki po ulewę. Na długo pewnie zapamiętamy widok czterdziestu przemoczonych par butów, które po powrocie suszyliśmy przy kominku.

W środę zdobyliśmy zamek Chojnik, przechodząc wcześniej przez malowniczy Jagniątków. Trasa była tego dnia bardzo przyjemna, chociażby dlatego że nie zmokliśmy po drodze. Z wieży widokowej zamku rozciągał się piękny widok. Pośród ruin można by spędzić pewnie cały dzień, jednak po krótkiej przerwie wróciliśmy do siebie, by zdążyć przed zapowiadaną burzą. W czwartek żeby dojść do Śnieżnych Kotłów podzieliliśmy się na trzy grupy. Różne stopnie trudności trasy pozwoliły każdemu zapisać się do grupy, która by mu najbardziej odpowiadała. W efekcie jednak nie wszyscy dotarli do celu, bo jedna ekipa trochę niechcący i spontanicznie zmieniła w trakcie plany i doszła do Karpacza, do Świątyni Wang, a później Kaplicy Św. Anny.

Ostatniego dnia wyjazdu wybraliśmy się na najwyższy szczyt Karkonoszy – Śnieżkę (1602 m n.p.m.), kto chciał lub nie czuł się na siłach mógł zatrzymać się w schronisku „Samotnia”. Pod wieczór rozstaliśmy się i wyruszyliśmy w drogę powrotną do Poznania. Wypad w Karkonosze to był na pewno dobry czas – codzienna Eucharystia, piękna przyroda i czas na długie rozmowy (na przykład podczas oczekiwania na pizzę). Dobrze, że mogliśmy się sobą nacieszyć i nawet deszcz nie był w stanie zmyć uśmiechów z naszych twarzy 🙂